poniedziałek, 12 września 2011

11 września.


Przychodzę tu w ten dzień, nie dlatego, że akurat mam ochotę ale dlatego, że mam cel. 
Dzisiaj w dziesiątą rocznicę tragicznych wydarzeń 11 września 2001 obejrzałam poruszający, niebanalny i mimo wszystko piękny film. Film o losach pasażerów tuż przed katastrofą trzeciego samolotu, który celować miał prawdopodobnie w Biały Dom lub Kapitol. Lot numer 93, 44 pasażerów, w tym 5 porywaczy jeśli dobrze naliczyłam, 4 stewardessy  i dwóch pilotów. Piszę o świeżych jeszcze emocjach, nie dałam rady poszperać jak bardzo te liczby są naciągane. Obie z mamą płakałyśmy. Najbardziej przejmująca scena? Nie dam rady tego określić ale łzy w oczach miałam już w momencie kiedy jeden z pasażerów odmówił przez telefon "Ojcze Nasz". Wiedział już co ich czeka. Jednak największym impulsem był dla nas moment kiedy media mówiły już, że samolot się rozbił i rodziny miały pewność, że to już koniec. Wtedy nie potrafiłam już wytrzymać i łzy spłynęły mi po policzku. Największe pytanie? Jaki bóg może kazać zabić drugiego człowieka tylko dlatego, że ten nie jest w stanie uwierzyć?! Przecież wyznanie to tylko kwestia wiary. A wiara jest sprawą całkowicie indywidualną. Nie da się zmusić kogoś aby uwierzył. Jak wielka musi być wiara, aby odebrać w imię boga drugiemu człowiekowi największy dar jaki kiedykolwiek dostał?! Dla mnie to jest niepojęte. Może kiedyś to zrozumiem.
Pamiętam ten dzień. Wtedy był u mnie kuzyn z dziewczyną. Poszliśmy razem na plac zabaw, krótki spacer i lody. Miałam niespełna pięć lat. Co mogłam rozumieć kiedy media wrzeszczały, że źli ludzie porwali samoloty i zburzyli dwa wielkie wieżowce? Nie wiem. Chyba nic. Mama tylko powiedziała, że ktoś zrobił coś bardzo złego. I znowu modlitwa? Właśnie, jak to jest, że w obliczu śmierci nawet najwięksi ateiści zadają sobie pytanie jak jest po drugiej tronie? Przecież oni nie wierzą. Ale nadzieję zawsze można mieć, prawda? 


Film do obejrzenia tu :  
KLIK


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane :)